Witam,
nie da się ukryć, że polski rynek aut używanych jest dość trudny i specyficzny. Nie da się go porównać do takich krajów jak np. Niemcy, Francja, Holandia - w Polsce rynkiem rządzą auta importowane, krajowe stanowią zdecydowaną mniejszość, dlatego tak łatwo przekręcić licznik lub sprzedać auto po dzwonie lub z usterkami.
Polski klient szuka auta taniego często za kilka tysięcy max 10 tys zł co dodatkowa premiuje w sprzedaży handlarzy - kto rozsądny sprzeda tanio swoje kilkunastoletnie auto, które jest zadbane i go nigdy nie zawiodło, nie będzie chciał na tym zarobić, ale będzie oczekiwał rozsądnej ceny. Natomiast nieuczciwy sprzedawca spełni oczekiwania statystycznego klienta - kupi tanie auto w kiepskim stanie, przygotuje je do sprzedaży i sprzeda z małym zyskiem, ale zawsze z zyskiem - w sprzedaży rynkowych hitów chodzi o ilość a nie jakość. Na aucie zarabia się 500 - 1000 zł, ale sprzedając kilkanaście sztuk miesięcznie zarabia się rozsądne pieniądze.
Dlaczego handlarze nie boją się sprzedawać złomu na kółkach, kręcić liczników, fałszować dokumentacji serwisowej? Jesli Twój statystyczny klient kieruje się ceną i względnie wyglądem auta to jakie jest ryzyko wpadki. Doświadczenie handlarzy pokazuje, że jest bardzo małe - nikt nie zawraca sobie głowy tym aby Golfa IV zawieźć na sprawdzenie do porządnego mechanika, ASO - przecież to kosztuje, a takiego sprawdzenia moim zdaniem nikt nie zrobi się dobrze w 15 minut za 100 zł.
W coraz popularniejszej opcji jest wizyta w najbliższej dla komisu SKP płaci się tam 50 zł lub koszty sprawdzenia pokrywa nam komisy (w dobrym geście dla klienta;) - auto zalicza przegląd wzorowo, ale z badania nie otrzymujemy żadnego wydruku z konkretnymi parametrami auta, diagnosta twierdzi, że jest ok i auto można jeździć, a dyskusje na temat szczegółów stanu auta nie będzie podejmował bo nie ma czasu - czeka kolejny klient!!! Pomijam to, że takie SKP to często zaprzyjaźniona firma dla komisu gdzie kupujesz auto - takie badanie nie wnosi za wiele, a brak wydruku wręcz je dyskwalifikuje!!!
Scenariusz pesymistyczny po zakupie jest taki, że auto zacznie się sypać. W celu wyceny części niedostępnych w zamienniku klient udaje się do ASO tam wychodzi że auto już w 2 lata temu do tyłu miło 300 tys km, a przecież komis gwarantował 180 tys km co jest zapisane na rachunku. W skrócie sprawa trafia do sądu. Klient nie ma już kasy na adwokata, zresztą racja jest po jego stronie ma przecież fakturę i informację z ASO - sprawa wydaje się oczywista. Finał jest najczęściej taki, że nie jesteś w stanie udowodnić sprzedawcy, że to właśnie on przekręcił licznik i świadomie Cię oszukał - gość przecież mógł się pomylić lub ktoś mógł go również oszukać.
Nie opisuje tutaj jakiś czarnych scenariuszów, tylko przedstawiam popularny przebieg historii z którą sporadycznie spotykam się na moim mailu - dziękuję że wysyłacie te wiadomości, ale takich spraw nie da się już odkręcić. Prawda jest brutalna jeśli sam nie zadbasz o swój interes to nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Ciekawy artykuł na temat dominacji taniochy w polskich ogłoszeniach znajdziesz w
Tygodniku Motor 12/2015 rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz